Sąd Apelacyjny częściowo zmienił wyrok Sądu Okręgowego w Białymstoku z dnia 26 września 2012r. nakazując pozwanej dziennikarce zamieszczenie w ciągu 14 dni od uprawomocnienia się wyroku, na własny koszt, w „Gazecie Współczesnej” przeprosin powoda za nieprawdę w książce „Przerwane życiorysy Obława Augustowska - lipiec 1945 r.” o tym, że nie pozwalał on rodzeństwu opowiadać niczego na temat Obławy Augustowskiej i za nieuprawnioną ocenę, że istnieje rodzinna wersja wydarzeń z lipca 1945 r., przez niego ocenzurowana. Oddalił apelację dziennikarki w pozostałej części oraz apelację SP Instytutu Pamięci Narodowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Oddziału w Białymstoku. Orzekł także o kosztach procesu (I A Ca 829/12).
Sąd Apelacyjny stwierdził, że wydana przez IPN w 2010r. z okazji 65-lecia Obławy Augustowskiej książka nie jest pozycją naukową. Ukazuje trzy wersje wydarzenia: rodziny powoda, akowców i sąsiedzką. W czasie obławy zginęli ojciec i siostry powoda. Przeżyli jego bracia.
Sąd drugiej instancji uznał, podobnie jak Sąd Okręgowy, że w biogramie dotyczącym rodziny powoda była nieprawda, naruszająca jego dobra osobiste. Świadkowie, m.in. bracia powoda nie stwierdzili aby zabraniał on rodzinnie rozmów na temat Obławy Augustowskiej.
Sąd Apelacyjny wskazał na trudności związane z gromadzeniem rzetelnych informacji do książki. Świadkowie opowiadali bowiem o zdarzeniu rozbieżnie. Dopiero po 1999r. i przemianach ustrojowych w Polsce, mówiono o tym bardziej otwarcie. Aby rzetelnie ukazać w książce różne wypowiedzi świadków o zdarzeniu należało pominąć komentarz o istnieniu rodzinnej wersji wydarzeń z lipca 1945r. ocenzurowanej przez powoda. Wystarczyłoby podsumowanie, że tak brzmi wersja rodzinna.
Sąd Apelacyjny, odmiennie niż Sąd Okręgowy uznał brak podstaw do zasądzenia od dziennikarki 5000 zł. na cele społeczne. Miał na uwadze cel książki i fakt, że została wydana dzięki dużemu zaangażowaniu i charytatywnej pracy dziennikarki. Miał też na uwadze trudną sytuację życiową pozwanej i jej chorobę. Uznał za wystarczające przeprosiny w prasie lokalnej. Nie było przy tym potrzeby publikowania ich w prasie ogólnopolskiej (w „Naszym Dzienniku”), gdyż problem jest bliski głównie mieszkańcom Podlasia.